Witajcie serdecznie ponownie.
Jeśli jeszcze nie czytaliście mojego ostatniego artykułu z serii Eco świr! w mieście nie ma czegoś takiego! episode 4 gdzie po raz kolejny poruszyłem jak kluczowe jest szkolenie kierowców, to serdecznie zapraszam do lektury.
We wspomnianym tekście skupiłem się na kwestii eco drivingu, który swoje podwaliny ma w kulturze technicznej każdego z posiadaczy najwyższej kategorii prawa jazdy – kategorii D. W tej serii skupiłem się na praktycznych umiejętnościach technicznych jakie muszą cechować każdą osobę zawodowo wykorzystującą swoje prawo jazdy. Znajomość tych aspektów pozwala w dalszym kroku wdrożyć w nasze codzienne postępowania zasadę eco drivingu. Czyli oszczędność nie tylko dla naszego pracodawcy, lecz także dla naszych pasażerów którzy np. po podróży z nami powiedzą „z Panią/Panem nie czuć ,że się jedzie” czy także dla nas którzy identyfikują się z wykonywaną przez siebie pracą i pracodawcą.
Lecz jak widać po ostatnich wydarzeniach w świecie transportu publicznego w Polsce, wiele osób wreszcie dostrzegło problem bezpieczeństwa. Już nie tylko nowoczesne i ekologiczne pojazdy, mnogość linii, częstotliwość, a także świetny PR organizatorów czy operatorów sprawia, iż możemy uznać komunikację w danym mieście za przykład. Nadal przy obecnym formacie oferowanych pojazdów, to kierowca ma decydujący wpływ na to co wydarzy się na drodze. O tym właśnie wspomniałem w artykule „Naćpani, wypici” kierowcy zabójcy – i co jeszcze?
Dziś chciałem tak na prawdę odpowiedzieć na jedno i myślę kluczowe pytanie. Po co w ogóle szkolenie kierowców w firmie transportowej?
Zacznijmy od wyjaśnienia funkcji transportu zbiorowego. Nie ważne czy są to przewozy miejskie. Gdzie w ramach dużej aglomeracji średnia prędkość to jedyne 18 km/h. Czy są to przewozy międzymiastowe / dalekobieżne, gdzie średnia prędkość to 70-80 km/h. Różne prędkości, specyfika tras, wspólne ale i także odmienne zagrożenia na drodze. W mieście panuje często prawo dżungli, częste hamowania, zajechania drogi. Pasażerowie to często w większości osoby na miejscach stojących, które są mocno narażone dla gwałtowne hamowania. Za to w ruchu dalekobieżnym mamy w większości pasażerów na miejscach siedzących, lecz znacząco wyższe prędkości, większe oddziaływanie warunków atmosferycznych. Każdy z tych typów przewozów ma wspólną cechę, podstawową funkcją jest przewóz osób.
Każda z przewożonych osób jest istotą żywą. Niby banał lecz nierzadko pomijany przy szacowaniu ryzyka. Należy pamiętać, iż najgorszą opcją każdego zdarzenia drogowego są osoby poszkodowane/ranne/ofiary śmiertelne. Uszkodzenia materialnie pojazdów są do odtworzenia, naprawy lub jeśli mamy do czynienia ze szkodą całkowitą np. do wymiany na inny pojazd.
W przypadku zdarzenia osobowego, w pierwszej kolejności musimy umieć się odpowiednio zachować. W pojeździe komunikacji miejskiej może znajdować się nawet 200 osób, w standardowym autobusie turystycznym 49 nawet do 90. Należy pamiętać, iż kierowca prowadzący w chwili zdarzenia i w pierwszych następujących po jest zazwyczaj sam. Do największych błędów, nierzadko spotykanych jest skupienie się kierowcy na uszkodzeniach materialnych pojazdu – domyślam się ,że wynika to ze stworzonej presji odpowiedzialności za powierzone mienie ze strony pracodawcy. Nic bardziej mylnego. To zawsze człowiek jest najważniejszy!
Dla lepszego zrozumienia tego problemu, zawsze organizowane przeze mnie szkolenie i rozmowa z kierowcami zawiera pytanie: Czy ktoś z twojej rodziny/najbliższych podróżuje komunikacją? Czy chciałbyś by w razie zdarzenia, kierowca zainteresował się losem bliskiej Ci osoby lub był w stanie jej udzielić pomocy?
Tylko raz na na bardzo wiele rozmów, usłyszałem odpowiedź „nie interesuje mnie to i moja rodzina też mnie nie interesuje bo jej nie mam”. Po usłyszeniu takiej odpowiedzi jako osoby odpowiedzialne za transport w swoich firmach, sami wiecie najlepiej co zrobić bez zmrużenia okiem. Właśnie też po to organizujemy tego typu szkolenie, by wyeliminować z rynku tego typu osoby.
Każda trzeźwo myśląca osoba po z wizualizowaniu sobie w głowie tego pytania, zupełnie inaczej podchodzi do tematu pomocy poszkodowanym, zainteresowania się w pierwszej kolejności ich losem. Chociaż oczywiście nie otwiera to wszystkich przez lata zamkniętych drzwi, jest to dopiero początek. Kolejnym krokiem jest uświadomienie ,że wykonanie telefonu do naszego dyspozytora/przełożonego w celu wezwania pomocy nie wyczerpuje znamion obowiązku udzielenia pierwszej pomocy. Tego typu zachowanie jest oczywiście absolutnym minimum, lecz dalej nie przystoi ludziom z zawodowym prawem jazdy. Osobom odpowiedzialnym codziennie za zdrowie i życie setek tysięcy pasażerów.
Ciągle tylko o tych kierowcach i kierowcach. Czy oni są za wszystko odpowiedzialni? Właściwie zgodnie z prawem tak! Lecz nie do końca. Ktoś tych ludzi zatrudniał, ktoś im powierzył narzędzie pracy jakim jest pojazd. Także osoba zarządzająca wie jakiego typu działalność jest wykonywana tym pojazdem. Dokładnie wie, że nie ładuje z rampy 40 ton stali. Niestety dalej pokutuje przeświadczenie ,iż jakoś to będzie. Ma uprawnienia więc wie co robi. Lecz najczęściej zaczynają się problemy gdy musimy wypłacić zasadne roszczenie pasażera, w najlepszym przypadku gdy ma roztarganą kurtkę, trochę gorzej gdy przewrócił się podczas hamowania , nie wspominając o dalszych możliwościach. Prawdziwe problemy zaczynają się, gdy mamy ofiary śmiertelne. Roszczenie każdego z członka rodziny na kwotę zaczynającą się od miliona złotych, renta, inne świadczenia. To oczywiście skrajne przypadki, lecz na co dzień mniej poważnych występują dziesiątki.
Należy założyć ,iż dla floty 100 pojazdów w ruchu miejskim, średnia ilość miesięczna zdarzeń drogowych oraz osobowych to średnio 30-40 zdarzeń. W miesiącach wiosennych oraz jesiennych liczba ta spokojnie może zostać podwojona.
Niech dziś każdy sam sobie odpowie na pytanie, czy warto oszczędzić te złotówki lub wkład pracy wydane na szkolenie,w powyższym kontekście. Biorąc także pod uwagę jakiej wartości kontrakty podpisujemy i jaką odpowiedzialność za tym stoi. Osobiście jestem zwolennikiem spokojnego snu i prewencyjnego oddania w dobre ręce części swojego biznesu który zapewnia chleb wielu rodzinom.